środa, 28 sierpnia 2013

8. Panienka w różowych włosach

Gdy dobiegliśmy nauczyciel właśnie otwierał salę. Spojrzał na nas karcącą i zamkną drzwi. Wszyscy siadali do ławek, a ja niezbyt wiedziałam co ze sobą zrobić. Kiedy rozglądałam się poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę. Posłusznie poszłam za Jerrym do ostatniej ławki pod oknem.
- Dziś mamy zajęcia łączone więc niech pierwszaki uważnie patrzą co czeka je w przyszłym roku.- powiedział Dicaprio. Muszę przyznać rację Jerremu, nauczyciel to ciacho. Rozpoczęła się lekcja. Nauczyciel zaczął opowiadać o Williamie Szekspirze. Nudaa... Oparłam głowę na lewej ręce, ze smutkiem stwierdziłam iż za oknem nic się nie dzieje więc zaczęłam bawić się ołówkiem. Po niespełna dwudziestu może dwudziestu pięciu minutach usłyszałam:
- Zajmiemy się teraz sztuką Romeo i Julia.- nauczyciel wyjął egzemplarz książki z szuflady. Westchnęłam jak udręczona dusz prosto z piekieł. Kilka osób, wliczając w to "kolegów z klasy" spojrzeli na mnie. Zarumieniłam się. Co mam poradzić, że moja była polonistka wręcz kochała tę sztukę i przez trzy ciężkie lata gimnazjum grałam Julię. Zajęłam się bazgraniem w zeszycie. Myślałam nad tym co teraz robią moi przyjaciele, czy wytrzymam te kilka godzin do końca lekcji i czy coś jeszcze się dziś wydarzy. Moje przemyślenia zostały przerwane prze Dicapria:
- Może tak panienka w różowych włosach dokończy.
- Umm...?- spojrzałam pytająco na wszystkich. Blondyn tylko westchnął i powtórzył cytat.


ROMEO
Cicho! coś mówi. 
O! mów, mów dalej, uroczy aniele; 
Bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz 
Jak lotny goniec niebios rozwartemu 
Od podziwienia oku śmiertelników, 
Które się wlepia w niego, aby patrzeć, 
Jak on po ciężkich chmurach się przesuwa 
I po powietrznej żegluje przestrzeni. 

Spojrzał na mnie wyczekująco i uśmiechnął się z drwią oraz wyższością. Biedak myślał, że uda mu się mnie zagiąć cóż za pomyłka. Odchrząknęłam i wyrecytowałam. 

JULIA
Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo! 
Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę! 
Lub jeśli tego nie możesz uczynić, 
To przysiąż wiernym być mojej miłości, 
A ja przestanę być z krwi Kapuletów. 

ROMEO 
Mamże przemówić czy też słuchać dalej? 

JULIA 
Nazwa twa tylko jest mi nieprzyjazna, 
Boś ty w istocie nie Montekim dla mnie. 
Jestże Montekio choćby tylko ręką, 
Ramieniem, twarzą, zgoła jakąkolwiek 
Częścią człowieka? O! weź inną nazwę! 
Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą, 
Pod inną nazwą równie by pachniało; 
Tak i Romeo bez nazwy Romea 
Przecieżby całą swą wartość zatrzymał. 
Romeo! porzuć tę nazwę, a w zamian 
Za to, co nawet cząstką ciebie nie jest, 
Weź mię, ach! całą! 

ROMEO 
Biorę cię za słowo: 
Zwij mię kochankiem, a krzyżmo chrztu tego 
Sprawi, że odtąd nie będę Romeem.

Widać było po wszystkich zdziwienie, a najbardziej po nauczycielu. 
- Cytować dalej?- zapytałam słodko oraz zmrużyłam oczy. 
- Nie musisz.- odpowiedział. Och zgasiłam go, jak mi smutno. Uśmiechnęłam się w duchu i wróciłam do poprzedni przerwanego zajęcia jakim było kreślenie linii na okładce zeszytu. Dzwonek na przerwę zabrzmiał dosyć szybko. Wyszliśmy z Jerrym pochłonięci rozmową. Co rusz unosiłam lekko głowę by nie zgubić Conora i Justina. 
- Czemu nie jesteśmy dołączeni do jednej klasy?- zapytałam Jerrego, który skubał kanapkę.
- Uwierz że nawet ja nie wiem, tak już jest tak sobie dyrektor wymyślił.- wzruszył ramionami. Westchnęłam i sięgnęłam po ciastko z czekoladą w wersji XXL.
- OMG co to za ciacho.- blondyn wytrzeszczył oczy.
- Moje- cofnęłam się ze śmiechem kawałek.- Sama piekłam i się nie podzielę.
- No oj daj spróbować.- wyciągną rękę z chęcią odebrania mi ciastka. Chowałam je za sobą, podnosiłam do góry ale na nic moje starania. Śmiejąc się w najlepsze przełamałam wypiek na prawie pół i podałam część chłopakowi. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę ale jak to szkoła trzeba było iść na lekcje. O zgrozo musiałam spędzić jeszcze cztery bite, nudne jak flaki z olejem godziny na słuchaniu rzeczy, które i tak mi się nie przydadzą w życiu. Angielski- nuda, historia- nuda, matematyka- o zgrozo i na koniec cudownego dnia wychowanie fizyczne- śmierć. Podniosłam szanowne cztery litery z krzesła, spakowałam książki i wyszłam z klasy. Zamyślona dreptałam przed siebie aż wpadłam na kogoś.
- Przepraszam.- mruknęłam nie kwapiąc się podnoszeniem głowy by sprawdzić kto jest poszkodowanym.
- Nic się nie stało.- po glosie rozpoznałam Zayna.- Jaką masz teraz lekcję?
- W-f.
- O to fajnie, nie cieszysz się?- zdziwił się. Podniosłam wreszcie na niego wzrok i z poważną mina odpowiedziałam.
- Ja i w-f się nie lubimy.
- Żartujesz?- jego mina była rozbrajająca, normalnie jak by ducha zobaczył. 
- Jestem śmiertelnie poważna.- i znów ten ton, którym przekonywałam co rok rodziców Elizki żeby pościli ją pod namioty ze mną i chłopakami. O dziwo zawsze łykali moje bajeczki o dobrym zachowaniu, braku alkoholu itp. Miałam już odejść bo na horyzoncie pojawiły się te dwa debile z mojej klasy >.< Niestety Malik otoczył mnie ramieniem i nie pozwolił uciec.
- Siema.- przywitał się z nimi, oboje krzywo na mnie spojrzeli, ale nie zdążyli nic powiedzieć bo Mulat dodał.- Znacię już Cody, to nasza, moja i Liama, kuzynka.- zakończył swój monolog. Ich miny były bezcenne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz