Następnego dnia rano, a może to jednak południe bo jest dwunasta trzynaście. Wstałam, ubrałam się i powędrowałam do kuchni. Moje śniadanie jak zwykle składało się z większości produktów, które zawierała nasza lodówka. Skonsumowałam je przed telewizorem oglądając powtórkę meczu piłki nożnej. Dzień zaplanowałam na dwie tury. Najpierw zakupy z Elizką, a później do pizzerii z chłopakami no i oczywiście z naszą kochaną perkusistką. Wstając z kanapy przeciągnęłam się oraz krzyknęłam.
- Mama ja o czternastej wychodzę na zakupy.
- Nie zapomnij wrócić.- zaśmiała się z kuchni.- Kup sobie coś ładnego.
- Mhm.- mruknęłam. Najpierw zanim wyszłam na zakupy, wzięłam Hazze na spacer. W Krakowie nic się dziś nie działo. W pobliskim parku nie było zbyt wielu ludzi, a prawie można rzec zero. Usiadłam na ławce i rozkoszowałam się spokojem gdy nagle usłyszałam nadjeżdżającego tira. Po chwili ciekła ze mnie woda iż samochód chyba specjalnie wjechał w tę kałużę. Zdenerwowana zawołałam psa.
- Hazza idziemy do domu.- oczywiście kiedy przybiegła wytarła we mnie chyba całe błoto z parku jakie znalazła. Tak, mokra i w błocie wracałam do domu. Zamykając drzwi i odkładając smycz do szafki krzyknęłam:
- Jestem, głodna jestem.- wdrapałam się do pokoju, wzięłam nowe ubrania i poszłam do łazienki. Umyłam się, a brudne ciuchy wrzuciłam do pralki i zeszłam do kuchni. Na blacie leżały kanapki, które zabrałam do pokoju. Jadłam ubierając się, ubierałam się jedząc i suszyłam włosy jedząc. Nie było jeszcze pięć po czternastej a już rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.
- Czego?- ja i moja grzeczność.
-...
- Ach, no wiesz byłam z Hazzą w parku i samochód mnie ochlapał.
-...
- Przestań się śmiać, za pięć minut będę w centrum handlowym.- rozłączyłam się. Zbiegłam po schodach i zakluczając dom puściłam się biegiem do umówionego miejsca. Elizka już tam była. Na powitanie powiedziałam jej.
- Koniec z wuefem na ten rok.
- Hehe, przecież i tak nigdy nie ćwiczyłaś.- dostałam od nie kuksańca w żebra.
- Sportsmenka się odezwała.- rzuciłam z ironią. W sklepach spędziłyśmy jakieś trzy może cztery godzinki. Później Eliza zadzwoniła po chłopaków i spotkaliśmy się w pizzerii.
- U was kasa chyba na drzewach rośnie.- powiedział Adam mierząc wzrokiem nasze torby z zakupami.
- A skąt ty pieniądze bierzesz jak nie z drzewa?- zapytał Kevin. Usiedliśmy do stołu.
- A no jo.- pacnął się w czoło Adam.
- Ej to mój tekst!- warknęła Eliza. Zamówiliśmy jedzenie, gadaliśmy, śmialiśmy się no i oczywiście wygłupialiśmy się. Brzuchy nam się przyjemnie wypełniły. Siedzieliśmy już teraz przy pustym stole gdy nagle robiło się w miarę cicho. Ni z tond ni z tam tond Elizka głośno beknęła.
- Ktoś to słyszał?- zapytała zakrywając usta.
- Zapewne cały Kraków.- roześmiałam się wraz z chłopakami, a Eliza nam zawtórowała. Zrobiło się późno, a mianowicie dwudziesta pierwsza dwadzieścia. Zebraliśmy się i przy skrzyżowaniu rozeszliśmy do domów. Mama z ojczymem oglądali telewizję. Zatachałam torby z zakupami do swojego pokoju. Przebrałam się tylko w pidżamę i ległam na łóżko. Zasnęłam prawie od razu.
- Mhm.- mruknęłam. Najpierw zanim wyszłam na zakupy, wzięłam Hazze na spacer. W Krakowie nic się dziś nie działo. W pobliskim parku nie było zbyt wielu ludzi, a prawie można rzec zero. Usiadłam na ławce i rozkoszowałam się spokojem gdy nagle usłyszałam nadjeżdżającego tira. Po chwili ciekła ze mnie woda iż samochód chyba specjalnie wjechał w tę kałużę. Zdenerwowana zawołałam psa.
- Hazza idziemy do domu.- oczywiście kiedy przybiegła wytarła we mnie chyba całe błoto z parku jakie znalazła. Tak, mokra i w błocie wracałam do domu. Zamykając drzwi i odkładając smycz do szafki krzyknęłam:
- Jestem, głodna jestem.- wdrapałam się do pokoju, wzięłam nowe ubrania i poszłam do łazienki. Umyłam się, a brudne ciuchy wrzuciłam do pralki i zeszłam do kuchni. Na blacie leżały kanapki, które zabrałam do pokoju. Jadłam ubierając się, ubierałam się jedząc i suszyłam włosy jedząc. Nie było jeszcze pięć po czternastej a już rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.
- Czego?- ja i moja grzeczność.
-...
- Ach, no wiesz byłam z Hazzą w parku i samochód mnie ochlapał.
-...
- Przestań się śmiać, za pięć minut będę w centrum handlowym.- rozłączyłam się. Zbiegłam po schodach i zakluczając dom puściłam się biegiem do umówionego miejsca. Elizka już tam była. Na powitanie powiedziałam jej.
- Koniec z wuefem na ten rok.
- Hehe, przecież i tak nigdy nie ćwiczyłaś.- dostałam od nie kuksańca w żebra.
- Sportsmenka się odezwała.- rzuciłam z ironią. W sklepach spędziłyśmy jakieś trzy może cztery godzinki. Później Eliza zadzwoniła po chłopaków i spotkaliśmy się w pizzerii.
- U was kasa chyba na drzewach rośnie.- powiedział Adam mierząc wzrokiem nasze torby z zakupami.
- A skąt ty pieniądze bierzesz jak nie z drzewa?- zapytał Kevin. Usiedliśmy do stołu.
- A no jo.- pacnął się w czoło Adam.
- Ej to mój tekst!- warknęła Eliza. Zamówiliśmy jedzenie, gadaliśmy, śmialiśmy się no i oczywiście wygłupialiśmy się. Brzuchy nam się przyjemnie wypełniły. Siedzieliśmy już teraz przy pustym stole gdy nagle robiło się w miarę cicho. Ni z tond ni z tam tond Elizka głośno beknęła.
- Ktoś to słyszał?- zapytała zakrywając usta.
- Zapewne cały Kraków.- roześmiałam się wraz z chłopakami, a Eliza nam zawtórowała. Zrobiło się późno, a mianowicie dwudziesta pierwsza dwadzieścia. Zebraliśmy się i przy skrzyżowaniu rozeszliśmy do domów. Mama z ojczymem oglądali telewizję. Zatachałam torby z zakupami do swojego pokoju. Przebrałam się tylko w pidżamę i ległam na łóżko. Zasnęłam prawie od razu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz