sobota, 14 lipca 2012

4. Ale to jedno i to samo…

I już po weekendzie :/ Widziałam się z chłopakami ze trzy razy i z Natą raz. Charliemu humor się poprawia, a to dobrze. Kurde dziś do szkoły, zebrałam się i zadzwoniłam do Natalii bo umówiłyśmy się, że razem pójdziemy na autobus.
-Charlie, Natalia będzie za 10 minut zbieraj się śniadanie na stole!!!- krzyknęłam. I powoli skonsumowałam kanapkę z szynką. Mały wpadł jak burza do kuchni, złapał kanapkę i wybiegł przed dom oczywiście bez kurtki w samej bokserce i rurkach. Nawet butów nie założył.
- Charlie, słońce moje co ty odpierdalasz?- zapytałam stając w drzwiach wyjściowych.
- Śnieg.- wyciągnął ręce ku niebu z którego leciał biały puch. Zaczął kręcić piruety w miejscu i się śmiać, wtedy zauważyłam że z drugiej strony ulicy gapią się na nas chłopcy z 1D. Zamachałam do nich aby podeszli.
- Siema.- przywitałam się. Odpowiedzieli chórkiem „Hej” i zaczęli obserwować poczynania Charliego.
- Co on robi?- zapytał Niall
- Nie wiem- westchnęłam- No już mały leć się przebrać bo chory będziesz!- zaklaskałam w dłonie a on jak na zawołanie popędził do domu.
-Pojedziecie z nami, mamy sporo miejsca w busie?- zadał pytanie Harry
- Nie, jedziemy autobusem z Natalią.- odpowiedziała m, a na dźwięk tego imienia Lou aż się wzdrygnął.
- Louis nic ci nie jest?- szurnęłam go
- Nie nic, chłopacy idziemy bo się do szkoły spóźnimy, paa.- odrzekł szybko i pociągnął zdezorientowanego Liama za kurtkę. Pożegnałam się z resztą i odprowadziłam ich wzrokiem aż nie wsiedli do samochodu.
- Ola żyjesz?!- krzyknął mi prosto do ucha Charlie. Podskoczyłam ze strachu i teatralnie złapałam się za serce.
- Chcesz mnie mieć na sumieniu no nie młody?- poczochrałam mu włosy i właśnie wtedy zobaczyłam jak Ruda podchodzi do bramki .Przywitaliśmy się, droga do szkoły minęła szybko i o dziwo cicho. Pierwszą lekcją okazała się matma, później o zgrozo fizyka i Boże zmiłuj się dwie godziny chemii. Jakoś przebrnęłam przez ten wręcz cudowny czas na lekcjach. Ruda była jakaś cicha i nie obecna. Postanowiłam wykorzystać mój talent dziennikarski jak to tata nazywa.
- Co się stało?- usiadłam obok niej na przerwie.
- Nie nic.- westchnęła i spojrzała gdzieś w dal. Podążyłam z nią wzrokiem i okazało się że jaj paczały zawisły na Lou.
- Umów się z nim.- szurnęłam ją.
- Pojebał cię on mnie po pierwsze nie lubi po drugie nie lubi i po trzecie nie gadałam z nim już prawie pół roku.
- Aha… Nom a kochasz go jeszcze?
- Nie, po prostu nie mogę o nim zapomnieć.
- Ale to jedno i to samo, przyznaj się zależy ci na nim.- przysunęłam się bliżej niej.
- Można to tak nazwać, ale nie kocham go.- od razu zastrzegła i spuściła głowę. Aha, aha ja zawsze zrobię tak ze wyjdzie na moje, teraz trzeba wybadać sprawę w jego serduchu. Niestety zadzwonił dzwonek i trzeba było wracać na lekcje. Po powrocie do domu zadzwoniłam po pizze bo nie było cioci i wujka, wyjechali w jakąś podróż służbową. Po godzince wrócił Charlie taki dziwnie zadowolony ale to dobrze. O cholerka już pierwsza w nocy trzeba by było iść spać. Umyłam się i skoczyłam do łóżeczka gdzie szybko zmorzył mnie sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz